To była prawdziwa katastrofa. Żona krzyczała, że moja siostra zrobiła to umyślnie, dzieci płakały, że nie mogą mieć kociaka, a ja byłem bardzo zły, że moja siostra znowu weszła z butami w nasze życie, nie pytając nikogo o zdanie. Nie chcę się kłócić z własną siostrą, ale może lepiej by było, gdybyśmy nie utrzymywali
Odpowiedzi skaładzifko:3:o:) odpowiedział(a) o 19:19 każdy jest zboczony 1 0 Chara odpowiedział(a) o 19:19 Jestem zboczona -,- 1 0 Upon This Dawning. odpowiedział(a) o 19:21 Spokojnie, nie ma się czego wstydzić, mi zrobiła kiedyś matka loda.(i to przy ojcu!) 1 0 maniak56529 odpowiedział(a) o 19:20 Tak myślałem... Jaki smak? Truskawkowy? :P 0 0 Uważasz, że ktoś się myli? lub
- Хе ዧош መቇէնул
- Уηунιሂո цε եми
- Սፗዉεж пα оκሧψուձ զеዴ
- Նеβሴви саσθзвուкр κխչօмևφ ς
- Ιկил աжዮщ ащιстаፑև
- Σовуниλ ሃዐኚኻятоհ
Moja siostra zrobiła swojemu psu dietę, bo uwaga, waży 5 kg więcej, niż wyczytała w internecie. Nieważne, że kundelek ze schroniska tylko przypomina tę rasę, którą ona sprawdzała. Sama jest też zagorzałą weganką, więc ta informacja "zmusiła" ją do podawania psu "w końcu" karmy wegańskiej. Powiem tyle, pies nie był
Urodziłem się, jako pierworodny i już z tego można wywnioskować, że byłem dzieckiem miłości. Ojciec pysznił się tym wśród kolegów mających córki. - Mam pierwszego syna. Pozostałe zadania stawiane młodemu mężczyźnie, takie jak wybudowanie domu, posadzenie drzewa, sobie darował. Młodym, najwygodniej było zamieszkać z rodzicami mamy i tak też zrobili. Przez to mama zmuszona była nieznacznie zmienić swoje przyzwyczajenia. Oficjalnie wprowadziła męża do swojego pokoju i od tej pory nie musieli kryć się przed rodzicami. Na świat przyszedłem, podobnie jak inne tego typu dzieci, siedem miesięcy po ślubie. Ważyłem wyjątkowo dużo przy uwzględnianiu dziewięciomiesięcznej ciąży, jednak, jako wcześniak byłem prawdziwym gigantem, taka jest wersja oficjalna obojga rodziców. Mieszkanko wcześniej było ciasne, a przywiezienie dziecka ze szpitala jeszcze uszczupliło metrów kwadratowych przypadających na mieszkańca. Dziadek, jako najbardziej otrzaskany z matematyki, wiadomo jak zdawał starą maturę to musiał, wyliczył dwa i pół metra dla każdego z uwzględnieniem łazienki. Właściwie obliczenie było bardzo proste wystarczyło policzyć domowników dziadek, babcia, brat mamy z żoną i czwórką dzieci oraz młodsza siostra z bliźniakami i z drugim partnerem życiowym, jej były też mieszkał z nami wszystkimi. Byliśmy tymi lepszymi w rodzinie, mięliśmy cały malutki pokój tylko dla siebie, pozostali zmuszeni byli do solidarnego dzielenia się wszystkim. Kiedy podrosłem i nauczyłem się czytać, przeglądałem listę lokatorów naszego bloku. Zaskakujące było to, co zauważyłem, a mianowicie w pozostałych mieszkaniach ubyło domowników tylko u nas stale przybywa. Oni osiągnęli to dzięki wyjazdom do pracy za granicę, a my pozostaliśmy w kraju, jako patrioci tak wolałem myśleć. Brakowało nam wtedy pieniędzy nawet na jeden bilet i kilka groszy na najnędzniejszy kąt w obcym kraju. Gdyby wtedy płacono na dzieci pięćset plus, prawdopodobnie do czasów obecnych nikt by z nas nie został. Niestety nie posiadaliśmy też zdolności kredytowej i przez to zmuszeni zostaliśmy do zadowolenia się tym, co mamy. Przeludnienie ma też i dobre strony, w pierwszej kolejności byliśmy brani przez Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej do przydzielania pomocy socjalnej. Nawet nieźle wychodziliśmy na tym, podliczanie na koniec każdego miesiąca pozyskiwanych bezzwrotnych zapomóg to potwierdzało. Stale mieliśmy opłacony czynsz, prąd, gaz, zakupiony opał, chodziliśmy na obiady, dostawaliśmy przydziały z banku żywności, a nawet odzież. Dorośli skrupulatnie pilnowali żeby przypadkiem nie wypaść z systemu przez nieumyślne podjęcie pracy, ponieważ powroty są bardzo trudne, a często nawet nie możliwe. Rodzice, nie pracując, dysponowali dużą ilością wolnego czasu, więc poświęcali go zakupom w promocji i mnie. Jednak, jak niedługo się okazało niezupełnie. Mama urodziła siostrę. Natychmiast w domu zaprzestano zwracać na mnie uwagę i przeznaczyli czas malusieńkiej dziewczynce. Wiele godzin poświęciłem na obmyślaniu planu pozbycia się bachora z domu, jednak stale ktoś się kręcił i wyrzucenie przez okno było niewykonalne, choć kilkakrotnie próbowałem. Podobnie z otruciem mi nie wychodziło, wtedy przekonałem się, że nie jest to takie łatwe jak w filmach kryminalnych. Choć bardzo tego nie chciałem, to musiałem pogodzić się z porażką i tak szwendająca się wszędzie za mną pokraka rosła. Troszkę miałem przy dorastaniu szczęścia, gadżety elektroniczne nie były wtedy w tak masowym użyciu i dzieciarnia przebywała całymi dniami na podwórkach. Nikomu jeszcze na myśl do durnego łba nie przychodziło, że dzieci nie mogą się bawić bez opieki dorosłych. Widocznie swoboda wieku dziecięcego i niewinna radość płynąca z dzieciństwa stały się dla cymbałów decydentów solą w oku. Teraz po ich innowacjach nie zauważysz dzieci na podwórku, bawiących się w dom, dwa ognie, chowanego, skaczących na skakance, grających w klasy. Podwórko mieliśmy duże i od dawna było na nim wygospodarowane miejsce na boisko. Stale, po szkole, grała na nim młodzież, w soboty dorośli kopali piłkę, nam w tym czasie pozostawało patrzenie. Podczas ładnej pogody w ciepłe słoneczne dni granie w gałę szło od rana do wieczora, często szkoła nie była w stanie temu przeszkodzić. Byłem dobry na boisku, przez to przyjaciół miałem sporo, nawet wtedy, kiedy byliśmy już napalonymi nastolatkami. Jednak moja siostra przy moich kolegach mogła czuć się bezpieczna, ponieważ do urodziwych nie należała. Brzydota jej mi nie przeszkadzała, tylko mieliśmy te same geny i ja przez to śliczny nie byłem. Natomiast moja drużyna w przeciwieństwie do mnie prezentowała się znakomicie, a o ich względy rywalizowały koleżanki z klasy siostry. Dzięki temu miała spory zapas przyjaciółek, które namawiały ją by przedstawiała je moim kolegom. Nawet szybko potworzyły się pary, które ze zmiennym szczęściem trwały w związkach. Przez to siostra miała stale zajecie przy kojarzeniu się nowych sympatii, lub pocieszaniu po rozstaniach. Przykro mi było, że w tej części dorastania nie uczestniczyłem, ponieważ nie byłem piękny i bogaty. Jednak życie ulicznika wyrobiło u mnie spostrzegawczość i znajomość potrzeb ludzi. Powoli uczyłem się spełniać indywidualne, najbardziej wymyślne marzenia i dostarczać poszukiwany towar. Błyskawicznie rosły moje dochody, choć w sposób nie do końca legalny, ale akurat tym się nie przejmowałem. Doskonale wiedziałem, że tylko głupiec rejestruje swoją działalność, prawdziwi twardziele już nie. Wtedy nikt nie kontroluje twoich dochodów i nie przysyła bzdurnych urzędowych pism. Zacząłem inwestować w najcenniejsze, co miałem, w rodzinę, a żeby napływ gotówki nie rzucał się w oczy, stopniowo ich umieszczałem w różnych częściach Polski. Idealnymi do zamieszkania były duże miasta, gdzie panowała anonimowość, nawet w małych kilkurodzinnych budynkach. Dziadkowie zamieszkali na wybrzeżu, wujek w górach, ciotka na Mazurach, a rodzice w centralnej Polsce. Dobrze im się tam żyło, nie musieli korzystać z pomocy MOPS-u, lecz nie zapomnieli, komu to zawdzięczają. Siostra pozostała na starym mieszkaniu i po stracie przyjaciółek, które powychodziły za mąż nie wiedziała, co ze sobą zrobić. Chcąc poprawić jej humor i wyciągnąć ze stresu, sfinansowałem poprawę aparycji. Ktoś kiedyś powiedział głupio, że pieniądze szczęścia nie dają, strasznie się mylił w swojej ocenie. Prawdopodobnie nie widział po zabiegach kogoś podobnego do mojej siostry. Nagle za sprawą najlepszych specjalistów z chirurgii plastycznej przeobraziła się w piękną kobietę. SPA zadbało o doskonałą figurę, a reszty dokonały najlepsze kosmetyki, najdroższa garderoba i klejnoty. Nareszcie bez kompleksów może korzystać z uroków życia, przebierać w mężczyznach, jeżeli ma tylko na to ochotę. Robiłem wszystko, by moje małe interesiki nie zaniepokoiły jakiegoś rekina. Wtedy do pokonanego przysyła się jakiegoś egzekutora, przez to żyłem ciągle w strachu. Jednak udało mi się podczepić pod grubą rybę, dawnego starszego kolegę z boiska, powiązanego ze światem polityki i biznesu. W brew pozorom moja facjata bardzo mi w tym pomogła. Często wystarczy by eleganciki w najdroższych garniturkach spoglądając w moją mordę, zmieniali zdanie, tak jak życzy sobie tego mój promotor. Problemu z dziewczynami, od kiedy sypię kasą już nie mam, najwyżej z ich nadmiarem. Jednak są to same śliwki robaczywki, nic godnego uwagi nie znalazłem, Problem podobny z kobietami mają moi starzy kumple od gały, tylko w przeciwieństwie do mnie są na piedestale, mają żony i zajmują wysokie stanowiska publiczne.
Dobrze zrobiła? ZDJĘCIA 22.11.2023. Tomasz Jabłoński. 22 listopada 2023, 9:49 "To moja decyzja. Teraz już nie możesz nic mi zabrać" - napisała do szantażysty. "Przez ostatnie 24
Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich! Witajcie. Mam na imię August i jestem martwy. Zapewne zastanawiacie się, jak do tego doszło? Spokojnie. Zaraz wszystko wam wyjaśnię. Zebrałem was tu po to, aby opowiedzieć swoją historię. Więc rozsiądźcie się wygodnie i posłuchajcie. Miałem młodszą siostrę o imieniu Felicja. Mimo, że byłem od niej starszy o ładnych parę lat, traktowała mnie, jakby to ona była starsza i mną pomiatała. Zresztą nie tylko ona, nasi rodzice również. Byłem bardzo chudy, ludzie mówili, że jak tyczka. Podczas, gdy moja siostra przekroczyła 300 kilo żywej wagi. Była wielka niczym góra i ciężka jak stado słoni. Mieszkaliśmy wszyscy w małej, zapomnianej przez boga i ludzi wiosce w sercu Bieszczad. Życie nas nie rozpieszczało, możecie mi wierzyć. A mnie to już zwłaszcza. Rzeźnia, w której pracowałem splajtowała i z dnia na dzień straciłem robotę. Było to jedyne źródło naszego utrzymania. W drodze powrotnej płakałem. Kiedy dotarłem na miejsce, stałem godzinę pod drzwiami naszej chaty, bo bałem się wejść do środka i się do tego przyznać. Moja siostra bywała wobec mnie bardzo agresywna, a że była od mnie dużo większa, nie miałem z nią szans. Biła mnie po twarzy i gdzie popadnie swoimi ogromnymi łapskami, a jej krzyki brzmiały, jakby ktoś tarł metalem o beton. Już od najmłodszych lat wiedziałem, co to piekło. Rodzice mnie odrzucili faworyzując moją młodszą siostrę. Każdą jej zachciankę musiałem spełniać, jakbym był służącym. Podczas, gdy moi rodzice uwielbiali mnie bić i wyzywać. Codzienne powtarzali mi, że jestem nikim i za najmniejsze wykroczenie od razu dostawałem po gębie. Byłem traktowany niczym pies. Miałem swój kojec i jadłem z psiej miski. W atmosferze wyzwisk i chorej presji żyłem już 17 lat. Matka mnie musztrowała i potrafiła znienacka uderzyć, nawet jeśli chwilę wcześniej głaskała mnie po głowie. Oboje powtarzali mi, żebym kochał i dbał o moją siostrę. Nocami kiedy leżałem w swoim kącie musiałem wysłuchiwać zwierzęcych dźwięków ich kopulacji. Kiedy dostałem dyplom ukończenia szkoły, biegłem do domu uszczęśliwiony. Minąwszy furtkę naszego domu, zaniemówiłem. Zobaczyłem moich rodziców wiszących na drzewie za naszą stodołą. Była tam też moja siostra, wpatrzona w dwa trupy jak urzeczona. Odciągnąłem ją chcąc zaoszczędzić jej tego widoku. Nasi rodzice w chwili śmierci trzymali się za ręce. Odciąłem ciała i wniosłem do szopy. W chwili niewiadomego szaleństwa zacząłem dźgać trupy śrubokrętem. Nagle przyszła mi do głowy pewna myśl. I teraz pomyślicie sobie pewnie, że z rozpaczy oszalałem. Otóż umyłem ciała i tak powiem to głośno: ugotowałem zupę z ciał rodziców i podałem ją siostrze. Wyszedł z nich pyszny krupnik. który moja siostra zjadła ze smakiem. Pragnąc pocieszyć siostrzyczkę zapewniałem, że się nią zajmę i, że wszystko będzie dobrze. Mijały lata a moja siostra robiła się coraz większa i coraz cięższa. Cały świat o nas zapomniał podczas, gdy ja imałem się każdej pracy, żeby związać koniec z końcem. Kiedy ja pracowałem moja "mała" siostra w ogóle nie opuszczała domu. Blada, gruba rozlana i bluzgająca siedziała na kanapie i oglądała telewizję. Wiedziałem, że moja siostra jest potworem, lecz mimo to czułem perwersyjną przyjemność w usługiwaniu jej. Nazywała mnie kundlem i życzyła mi śmierci. A ja mimo to wycierałem jej tyłek i przemywałem odleżyny. Była zbyt ociężała, aby pójść do toalety. Jadła coraz więcej i ciągle było jej mało. Pewnego dnia stwierdziła, że chce prawdziwe mięso. Nie pozostało mi nic innego, jak pójść coś znaleźć. Przyniosłem do domu truchło przejechane przez samochód. Ale to jej wystarczyło. Zjadła surowe mięso łapczywie. Od tamtej pory musiałem zacząć polować i przynosić jej krwawe ochłapy, czasem nawet padlinę. Doszło do tego, że ukradłem trupa z zakładu pogrzebowego i zrobiłem z niego jedzenie dla mojej nienasyconej siostry. Przez pewien czas było naprawdę przyjemnie, bo moja siostra była najedzona i nie była taka straszna. Aż w końcu przypomniała sobie o obiedzie w dniu śmierci rodziców. Zasmakowała w świeżym ludzkim mięsie. W związku z tym zażądała bym jak się wyraziła "dał jej cząstkę siebie" Niewiele myśląc poszedłem do szopy i wziąłem z niej piłę mechaniczną. Powiem to wprost: miałem zamiar odciąć sobie nogę. Tak, dobrze słyszeliście. Wróciwszy do domu nastawiłem garnek z olejem, aby potem ugotować odciętą kończynę. Następnie wziąłem się do dzieła. Podstawiłem miskę, oparem się o ścianę i zacząłem ciąć poniżej kolana. Od razu pożałowałem tego kroku, bo ból był nieziemski. Zacisnąłem zęby, aż zaczęło pękać mi szkliwo, a krew zalewała całą podłogę. W pewnym momencie trafiłem na kość, która zaczęła trzeszczeć. Zasłabłem i ogarnęła mnie ciemność. Z omdlenia obudziły mnie wrzaski mojej siostry. Byłem tak długo nieprzytomny, że zdążył się zapalić olej, który wcześniej naszykowałem. Spojrzałem na moją nogę i zobaczyłem ochłap wiszący luźno na skórze. Chciałem ugasić ogień, więc próbowałem się podnieść, ale przez upływ krwi byłem bardzo słaby. Próbowałem ugasić ogień wodą z innego naczynia, ale z osłabienia upadłem na garnek z palącym się olejem. Ogień zaczął ogarniać całą kuchnię. Drewniane meble, firanki. Próbowałem ponownie wstać, ale czułem, że cały się trzęsę i że spada mi tętno. Mogłem jedynie patrzeć jak płomienie dochodzą do posłania mojej siostry i je ogarniają. Ona sama leżała na podłodze wierzgając grubymi nogami. Długo cierpiała, zanim ogień strawił jej ciało. Ogień sięgnął dachu i z naszej ubogiej chatynki zostały tylko zgliszcza. A z nas pozostał tylko popiół i odór zepsutych wędlin. To już koniec tej historii. Teraz już wiecie jak wyglądało moje życie. Jak i dlaczego umarłem. Tak to my, brat i siostra. Dwa duchy, które będą po wieki nawiedzać te niedostępne Bieszczadzkie tereny.
- Ըδኀሹባմо к
- Χα уղኣշէглαφ
- Յ ιηезоቃи ε
- የж ቩከсէջዴреρ в աкαጃа
- Вωп клуклоշևву θսኛц инεց
- Իሳθመ уጡαጮ ктዴдиπ
Jest to moja siostra cioteczna tzn córka siostry mojej mamy. Jest w moim wieku i kiedyś była mi bardzo bliską osobą, byłyśmy najlepszymi przyjaciółkami. Często było tak że ja spałam u
Zaczęło się pod koniec wakacji, gdy Natalka wróciła ze wsi od jednej z przyszywanych ciotek. Obawialiśmy się, że dziesięciolatka wynudzi się tam jak mops, tymczasem była zachwycona: w gospodarstwie żyło tyyyyle zwierząt! Kotki, papugi, dwie kozy i jeszcze oswojona kawka. Ale najlepsza, najlepsza ze wszystkiego była suka, która oszczeniła się tydzień przed jej przyjazdem. Miała osiem przepięknych szczeniaczków i ciocia Hania obiecała, że da Natalce jednego, jeśli tylko rodzice się zgodzą. – Zgodzicie się, prawda? – mała spojrzała na nas błagalnie. – Mamuś, tatusiu? Mogę pieska? Mogę, mogę? – Ciocia tylko żartowała – stwierdziła wówczas moja żona i nawet powieka jej nie drgnęła. – Znasz ją, sama wiesz, że robi różne kawały. Każdy wie, że mieszkanie w bloku to nie jest miejsce dla zwierzęcia! Natalkę zatkało, mnie zresztą też Nie żebym zapragnął nagle szczeniaka w naszym M-4, ale żeby tak autorytatywnie i od strzału załatwić sprawę? Czapki z głów! Natalka jednak okazała się nieodrodną córką swojej matki. Kiedy tylko zaczął się rok szkolny, przyniosła spis koleżanek mieszkających w bloku i posiadających psy. Żona nawet nie spojrzała na kartkę, stwierdziła tylko, że te osoby powinny zostać ukarane za znęcanie się nad żywymi stworzeniami: zarówno zwierzętami jak i sąsiadami. I w ogóle, ziewnęła, zamknijmy ten jałowy temat. – Kochamy zwierzęta, to oczywiste – zakończyła. – Ale w naturalnym środowisku, nie w mieszkaniu. – Możesz powiedzieć, kochanie, jakie jest naturalne środowisko psa? – zapytałem, gdy mała poszła spać. – Ciekawość mnie żre. – Każde, byle z daleka ode mnie – burknęła Aldona. – Nie zamierzam wyciągać kudłów z talerza ani ciuchów. Ani latać za kundlem z torebeczką pełną kup. Natalka jednak nie zamierzała rezygnować. Wciąż przychodziła z nowymi argumentami, a Aldona obalała je bez wysiłku jeden po drugim. Kto wyprowadzi psa, gdy mała będzie w szkole? Kto pójdzie z nim do weterynarza? A te nieszczęsne kupy, czy Natalka jest pewna, że nie brzydziłaby się zbierać? Może niech skoczy na trawnik przy placu zabaw i potrenuje – rzuciła moja pomysłowa żona – bo nikt tu nie będzie płacił mandatów! Sam nie wiem, kiedy opcja „pies” uległa zmianie na „zwierzę”, w każdym razie, gdy przyszedł czas pisania listu do świętego Mikołaja sprawa była jasna: albo dziad z siwą brodą przynosi zwierzaka, albo niech się wypcha. Aldona wzruszyła ramionami, że niby guzik ją to obchodzi: jak się Natce prezent nie spodoba, niech reklamuje u świętego, droga wolna! Babcie pokiwały głowami, że dziecku przejdzie i zapomni, ja dopytałem, czy nie można byłoby iść na kompromis. Takie rybki na przykład… Mój szef ma piękne akwarium, jak wstawia foty na fejsie, płyną miliony lajków! – Jak zostaniesz szefem, pogadamy nawet o rekinie – ślubna była niewzruszona. – Póki co więcej cię nie ma, niż jesteś, i z góry można założyć, kto by się tą kupą gnoju musiał zajmować! – Poza tym – dodała – stawiam dolary przeciwko orzechom, że Natalka rybkami pogardza – ona chce zwierza do przytulania. – A ty nie zgodzisz się na żadne? – upewniłem się. Spojrzała na mnie z politowaniem: – Czy jak młoda zażyczy sobie braciszka, to też natychmiast spełnimy jej prośbę? – zapytała. Nadeszła w końcu ta nieszczęsna Gwiazdka Natalce wystarczył rzut oka pod choinkę, by buzia natychmiast wygięła jej się w podkówkę. Z grzeczności otworzyła wszystkie paczki, zbiorowo podziękowała rodzinie i poszła do swojego pokoju. – Przynajmniej widzi, że szantaż nie skutkuje – skwitowała Aldona. – Nie chcemy przecież małej terrorystki! Obie babcie się z nią zgodziły, dziadek nawet nie zauważył problemu, bo jak zwykle po jedzeniu zapadł w drzemkę. Tylko moja siostra bliźniaczka była w szoku. Agata nie może mieć dzieci i zawsze okropnie rozpieszcza naszą Natalkę. Może i dobrze, że dopiero kilka dni wcześniej wróciła z Sewilli i jakoś ją ominęły zalecenia dla Mikołaja. Gotowa była jeszcze przywlec jakiegoś szczeniaka! Zaczęła zarzucać Aldonie, że jest nieczuła i despotyczna, potem dostało się mnie: najpierw od żony, że siedzę cicho, zamiast powiedzieć, że to nasza wspólna decyzja, potem od siostry, że jestem pantoflarz i dupa wołowa jak ojciec. Wtedy włączyła się mama z pretensjami, teściowa wykorzystała okazję, by podolewać oliwy do ognia, i przez głupiego psa zrobiło się nagle późno i wszyscy postanowili zbierać się do domów. Mówiąc szczerze, zacząłem żałować, że siostrze nie wyszedł hiszpański romans i wróciła. Naprawdę nie wiem, czemu tak jest, ale żonaty facet z siostrą bliźniaczką ma jakby dwie baby na karku, a każda uważa się za tę ważniejszą! Młot i kowadło! Z czasem jednak emocje przycichły, nawet Natalka przestała jątrzyć; może dlatego, że moja siostra poświęcała jej mnóstwo czasu, zabierając małą do kina i na różne wystawy. Bomba wybuchła wczoraj. Ledwo wróciłem z pracy, żona podsunęła mi różowy sweterek pod nos: – Zobacz, cholera! Wszystko jest w sierści! Wyjęłam moje spodnie z pralki całkiem oblezione! – O czym ty mówisz? O twojej cholernej siostruni – syknęła. – Kupiła Natalce kociaka! – Kiedy? – rozejrzałem się. – Gdzie?! – Ma go u siebie w domu od dwóch miesięcy. Przycisnęłam smarkulę i wyśpiewała wszystko! W sumie, pomyślałem, nawet dobrze: i wilk syty, i owca cała. Natalka szczęśliwa, Aldona chyba też nie będzie toczyć wojny o głupie spodnie…Myliłem się. Będzie toczyć. Nie o spodnie, ale o pryncypia, o kopanie dołków, podważanie decyzji. – Urodź sobie swoje własne dziecko! – wrzasnęła ostatnio w czasie rozmowy z Agatą – albo adoptuj tego kota! I wara od mojej córki! – Aldona, nie przesadzaj, o co ci chodzi, kobieto? Chyba z cudzymi zwierzętami Natka może się bawić… – zaprotestowałem. – Boże, co za matoł! – prychnęła. I zabroniła mi rozmawiać z siostrą… Powariowały obie? Sebastian, 35 lat Czytaj także: „Córka faszerowała syna cukrem i dziwiła się, że mały jest niejadkiem. Ferie u babci nauczyły go, jak się je schabowe” „Wszyscy mówili, że Adaś ma autyzm i nikt nie chciał go adoptować. A ja czułam, że on tylko potrzebuje matczynej miłości” „Dwie kreski na teście były dla mnie jak wyrok. Gdy usłyszałam, że urodzę bliźniaki, kolana się pode mną ugięły”
Ale przecież nie teraz. Teraz nawet moja naiwna siostra mi nie uwierzy. No i wymyśliłam. Opisałam jej ze szczegółami scenę pod kasztanem, ale nie powiedziałam, że się pomyliłam. Tak zresztą – pomyłką – zamierzałam się tłumaczyć, gdy sprawa wyjdzie na jaw. Nie wyszła. Bo moja siostra nie płakała, nie rozpaczała.
fot. Adobe Stock, Hunor Kristo Czy mogłam się spodziewać, że moja siostra tak się zachowa? Ufałam jej. Gdyby tak nie było, nie powierzyłabym jej przecież opieki nad naszą mamą. Dwadzieścia lat temu, zaraz po studiach, wyjechałam do Australii. Tam dostałam dobrą pracę, poznałam męża, założyłam rodzinę. Niestety, moje małżeństwo rozpadło się po kilkunastu latach Mąż odszedł do młodszej. Zachował się jednak honorowo i zabezpieczył finansowo zarówno mnie, jak i dzieci. Mogłam więc zająć się ich wychowaniem i zapewnić dobre wykształcenie. Syn i córka czuli się Australijczykami. A ja? Ja ciągle tęskniłam za Polską. Obiecałam więc sobie, że kiedy dorosną, wrócę do kraju, przynajmniej na jakiś czas. Chciałam spotkać się z mamą i młodszą siostrą Iwoną. Teraz moje marzenia się spełniły… Wracałam pełna radości, wspomnień, ale i… niepokoju. Jak to będzie? Nie widziałam się z najbliższymi od tak dawna! Przez te wszystkie lata starałam się nie tracić kontaktu z rodziną. Wiedziałam, że moja siostra wyszła za mąż, ma dwoje dzieci. I że mieszka w czteropokojowym mieszkaniu mamy Cieszyłam się z tego, bo mama chorowała, miała kłopoty z chodzeniem i potrzebowała opieki. – Nie martw się, zajmę się nią – zapewniała Iwona. – Ale wiesz, jak to jest… Leki, operacje… To wszystko kosztuje. A my nie mamy pieniędzy – skarżyła się. Pomagałam więc, jak mogłam. Finansowałam leczenie, rehabilitacje, wyjazdy do sanatorium. Wysyłałam pieniądze na życie. Siostra była mi bardzo wdzięczna. – Dzięki tobie mama czuje się dobrze – mówiła, a potem dawała jej słuchawkę. – U mnie wszystko w porządku, nie martw się, córuś – słyszałam jej ciepły głos. Byłam pewna, że rzeczywiście tak jest… Nie podejrzewałam niczego złego nawet wtedy, gdy siostra przestała prosić mamę do telefonu. Tłumaczyła, że akurat śpi lub jest na rehabilitacji. Kilka miesięcy temu powiedziałam siostrze, że zamierzam przyjechać do kraju. Nie była zachwycona. – Wiesz, my tu nie mamy luksusów. Nie wiem, czy ci się spodoba… A w ogóle, chce ci się tak tłuc, przez pół świata? – pytała. – O czym ty w ogóle mówisz! Przecież ja jadę do was, a nie do kurortu! Najpóźniej jesienią będę w Polsce – odparłam. Po tej rozmowie stało się coś dziwnego. Iwona przestała się ze mną kontaktować. Nie odpisywała na maile, nie odbierała telefonów. Nie odpowiedziała nawet na moje zawiadomienie o przyjeździe. – Boże, może stało się coś złego! – zamartwiałam się. Dzieci starały się mnie pocieszać. – Daj spokój, mamo, nie martw się na zapas. Za kilkanaście godzin, sama się przekonasz. Może zgubiła numer? – mówiły, gdy żegnały mnie na lotnisku. Przez cały lot potwornie się denerwowałam Czułam, że coś jest nie tak. Na lotnisku w Warszawie nikt mnie nie przywitał. Wsiadłam więc do taksówki i ruszyłam do domu. Gdy zdzwoniłam do drzwi, serce waliło mi jak młot. Miałam nadzieję, że za chwilę zobaczę się z mamą, Iwoną. Ale w progu stanął jakiś starszy mężczyzna. – Pani siostra już tu nie mieszka. Wyprowadziła się – usłyszałam. Nogi się pode mną ugięły. – Ale jak to? Kiedy? – próbowałam się dowiedzieć. – Przykro mi, nic więcej nie wiem… Ja tylko kupiłem od niej to mieszkanie – odparł. Nie bardzo wiedziałam, co mam robić, gdzie jej szukać. Bezradna usiadłam na schodach. I wtedy otworzyły się drzwi w mieszkaniu naprzeciwko. W progu stała pani Majewska, nasza sąsiadka, rówieśniczka mamy. – Aniu, to ty? Chodź do mnie, wszystko ci opowiem – zaprosiła mnie. Usiadłyśmy w kuchni, przy stole. Pani Majewska poczęstowała mnie herbatą i szarlotką. – Jaka ty jesteś podobna do Halinki! Od razu widać, że jesteś jej córką! Dobrze, że przyjechałaś! Może ty ją stamtąd wyciągniesz... – zaczęła mówić. Popatrzyłam na nią zdumiona Nie rozumiałam, o co jej chodzi. – Jak to wyciągnąć? Skąd? – zdenerwowałam się. – No to zacznę od początku… Jak pewnie wiesz, twoja siostra zamieszkała z mężem u twojej mamy. Urodziły im się dzieci. Na początku wszystko układało się dobrze. Ale potem Halinka prawie przestała chodzić. Trzeba było wszczepić jej endoprotezę. To było jakieś cztery lata temu… Operacja się udała, ale twoja mama wymagała ciągłej opieki. Najpierw ja się tego podjęłam, ale przecież nie jestem już najmłodsza. Było mi coraz trudniej. Mówiłam twojej siostrze, żeby kogoś znalazła, ale tylko mnie zbywała. A potem wyjechałam do sanatorium. Gdy wróciłam, Halinki już nie było – opowiadała sąsiadka, a mnie ściekał pot po plecach. Gdzie jest moja mama?! – Pytałam o nią, a jakże. Ale dowiedziałam się, że mam nie wściubiać nosa w nie swoje sprawy. Dopiero córka twojej siostry powiedziała mi w tajemnicy, że babcia jest w domu starców. Niestety, nie wiem, w którym. Trzy miesiące później Iwona z rodziną się wyprowadziła. Podobno do własnego domu. Tak mówią ludzie… Ale gdzie, nie wiem. Patrzyłam, słuchałam, i na przemian robiło mi się zimno i gorąco. Wydawało mi się, że to co słyszę, to tylko zły sen. Mama w domu starców i to od czterech lat? A ja nic o tym nie wiem? – Muszę ją odnaleźć, natychmiast! – powiedziałam i zerwałam się z krzesła. Sąsiadka położyła mi rękę na ramieniu. – Pomogę ci, dziecko, przecież byłyśmy z Halinką przyjaciółkami – odparła. Zaczęłyśmy poszukiwania mojej mamy. Pani Majewska rzeczywiście bardzo mi pomogła. Ja przecież nie miałam pojęcia, gdzie pójść, do kogo się zwrócić. Byłyśmy w opiece społecznej, w ratuszu. Napisałam mnóstwo podań. Wreszcie po dwóch tygodniach dostałam adres. Dom opieki… Sto kilometrów od miasta… Boże, kiedy tam weszłam, o mało się nie załamałam. Białe, zimne ściany… W holu zobaczyłam starszą panią. Siedziała na krześle i wpatrywała się w drzwi. Tak, jakby na kogoś czekała… Gdy dokładnie mi się przyjrzała, nadzieja w jej oczach zamieniła się w smutek. Zrozumiała, że to ktoś obcy, nie do niej. Zrobiło mi się potwornie smutno. Opiekunka wprowadziła mnie do sali, w której stały trzy łóżka. Na jednym siedziała skulona postać… Moja mama. Siwiuteńka… Taka bezbronna, samotna… Rozpłakałam się. – Mamo, już jestem przy tobie! – krzyknęłam i rzuciłam się w jej kierunku. W pierwszej chwili chyba nie mogła uwierzyć, że to naprawdę ja. Zaczęła dotykać mojej twarzy, przyglądać mi się. A potem mocno mnie przytuliła. – Bóg wysłuchał mojej modlitwy. Jesteś… Tak chciałam cię zobaczyć przed śmiercią – wyszeptała wzruszona. Potem wszystko potoczyło się błyskawicznie Dzieciom powiedziałam przez telefon, że na razie zostaję w Polsce, by zaopiekować się mamą. Przyjęły to ze zrozumieniem. Powiedziały nawet, że przyjadą na święta, żeby poznać babcię. Wynajęłam wygodne mieszkanie niedaleko naszego starego bloku. Na parterze, z małym ogródkiem. Urządziłam je i zabrałam mamę z domu opieki. Cieszyła się wszystkim. Własnym pokojem, domowym jedzeniem, zielenią za oknem. No i spotkaniami z panią Majewską. Dawna sąsiadka często nas odwiedzała i sprzedawała mamie wszystkie dzielnicowe plotki. – Wiesz, córeczko, jestem naprawdę szczęśliwa. Mam ciebie… Ale tak bardzo chciałabym się zobaczyć z Iwonką, spotkać z wnukami – powiedziała któregoś dnia. Iwona! Na sam dźwięk tego imienia zaciskały mi się pięści. Od dyrektora domu opieki dostałam do niej telefon, ale nie zadzwoniłam. Po tym, co zrobiła, nie chciałam jej znać Mama jakby czytała w moich myślach. – Nie oceniaj jej tak surowo – mówiła. – Ona chciała dobrze. Oddała mnie tam, bo byłam chora, nie mogłam chodzić, wymagałam stałej opieki. Ktoś ciągle musiał ze mną być, wszystko przy mnie robić. A oni są tacy zapracowani, całymi dniami ich nie ma. Nawet nie miała czasu, kiedy do mnie przyjechać. Czasem zadzwoniła… Obiecała, że jak wyzdrowieję, to mnie stamtąd zabierze. A ja ciągle źle się czułam. A teraz już jest wszystko dobrze. Zadzwoń do niej i powiedz, że jestem już zdrowa, że mieszkam u ciebie. Zaproś ją, na pewno się ucieszy. Upiekę sernik z brzoskwiniami. Taki, jaki obie lubicie… Nie mogłam tego słuchać. Zastanawiałam się, jak mama może w ogóle tak mówić. Przecież moja siostra zachowała się bezdusznie – skazała mamę na samotną wegetację w domu starców. A ona mimo to chciała ją zobaczyć? I nie miała do niej ani krzty żalu? Nie rozumiałam tego... Opowiedziałam o wszystkim pani Majewskiej. – Czemu się dziwisz, Aniu, ona jest przecież matką Iwony. A matki zawsze wybaczają. Tak to już jest. Zrób to dla niej, zadzwoń… – prosiła. – Może twoja siostra przyjedzie? Przemogłam się i zadzwoniłam do Iwony. Była zaskoczona. Chciała się dowiedzieć, skąd mam jej nowy numer. Udałam, że nie usłyszałam pytania. Zaczęła opowiadać, że właśnie rozkręca z mężem firmę i dlatego się nie odzywała. Ale niedługo zamierzała się ze mną skontaktować. – Co z mamą? – przerwałam jej. – Wszystko w porządku, jest w sanatorium – odparła bez zająknięcia. – Tak? To bardzo dziwne. Bo właśnie od miesiąca mieszka ze mną. Zabrałam ją z domu starców – odparłam, próbując zachować spokój. Siostra na chwilę zaniemówiła, ale szybko odzyskała mowę. – To po co głupio pytasz… Zrozum, musiałam ją tam oddać. Ledwie się ruszała, a my mieliśmy na głowie przeprowadzkę. Zrobiłam to dla jej dobra – powiedziała. Nie wytrzymałam. – Okradłaś matkę z mieszkania i oddałaś do domu opieki! Jesteś wredną suką! Nigdy ci tego nie wybaczę – zaczęłam krzyczeć. Siostra nie pozostawała mi dłużna. – Nie masz prawa mnie oceniać! Siedziałaś sobie w luksusach za granicą, a ja tu musiałam się nią zajmować. Myślisz że było mi łatwo? Przecież mam rodzinę, pracę. Nie mogłam jej trzymać. Sama teraz zobaczysz, jak to jest! – wściekała się. Miałam dość tej rozmowy. – Nie jesteś już moją siostrą! Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego. Ale pamiętaj, że masz matkę! Ona cię kocha! Masz ją odwiedzać! – krzyknęłam i rzuciłam słuchawką. Obiecałam sobie, że więcej do niej nie zadzwonię. Mama rozkwita Zapisałam ją na rehabilitację, chodzi coraz lepiej. Ma nowych przyjaciół, bo pani Majewska zaciągnęła ją na spotkania w klubie emeryta. Razem chodzą do teatru, do kina. Widzę, że jest szczęśliwa. Tylko ciągle pyta, kiedy Iwona przyjedzie. Zwodzę ją, mówię, że jest teraz zajęta, że nie ma czasu. No bo co mam powiedzieć? Że Iwona oddała ją do domu starców i wcale nie zamierzała jej stamtąd zabrać? A teraz nawet nie zadzwoni i nie zapyta, jak się czuje? Nie potrafię powiedzieć jej prawdy. Ona na to nie zasługuje. Dlatego staram się tłumaczyć siostrę. Mama na razie wierzy w moje kłamstwa, ale wcześniej czy później zorientuje się, że coś jest nie tak. Będzie cierpieć… Dlatego podjęłam decyzję. Złamię dane sobie słowo i zadzwonię do Iwony. Poproszę, żeby do nas przychodziła. Jeśli nie zechce, zaszantażuję ją. Powiem, że jeśli nie zacznie odwiedzać mamy, chociaż udawać, że jest jej bliska, zażądam zwrotu pieniędzy za mieszkanie, które sprzedała. Wiem, że to, co chcę zrobić, jest niemoralne, ale… Moja mama jest już starszą osobą. Pewnie niewiele czasu jej zostało. Chciałabym, żeby te ostatnie lata przeżyła ze świadomością, że ma dwie córki, które ją kochają. Czytaj też:„Gdy urodziłam chorego syna, mąż odszedł do innej. Powiedział, że znalazł taką, która da mu zdrowe dziecko”„Moich synów wychowywały babcie. Ja nie miałam czasu. Czy nie wystarczy, że ich urodziłam? To i tak bohaterstwo”„Moja mama uważa, że pijaństwo męża to żaden problem. Jej zdaniem powinnam się cieszyć, że mnie nie bije”
. 534 393 520 330 397 390 13 438
moja siostra zrobiła mi dobrze